piątek, 29 maja 2009

Kiss my shiny siermięgi.


Z cyklu: "Archiwa mody" przedstawiam buty, w których milionpieńcetstodziewięcet lat temu zdawałam egzamin państwowy "Matura". Wygrzebane nagle w piwnicy, okazały się całkiem całkiem. Co prawda nie są to cacy nowe sandałki ze sklepu zaraza za rogiem, ale ich siermiężny styl o wiele bardziej do mnie przemawia. Nie nosiłam ich całą dekadę... Zresztą za ich kupienia nie było jeszcze w Polsce imperium Inditexu, a buty ze skaju należały do ciekawych kuriozów. Ludzie rozsądni kupowali buty ze skóry - na lata. I te klockowe obcasy: od razu widać, że fleki nigdy się nie pościerają. Klockowe obcasy już poniekąd niedawno namieszały w świecie mody, ale oby ich było więcej i więcej. Mi osobiście kojarzą się ze stylem mojej idolki - Chloe Sevigny. Klockowe obcasy - symbol zramolałej siermięgi. A najfajniejsze są te ślaczki wokół stopy: to dla zapominalskich. Mówią coś w stylu: tu masz włożyć stopę w ten właśnie sposób. "Buty są do zakładania na stopy", myślę sobie, a w głowie majaczy Bunuela "Dziennik panny służącej". Poza wszystkim innym - sandały to najlepsze buty na deszcz: łatwo można z nich wylać to, co się uprzednio do nich z taką łatwością wlało.


Skórzane paskowe sandały, Calzados Tono

środa, 27 maja 2009

Zrób sobie Hoppera.

Image Hosted by ImageShack.us
Fotografia jest porywającym medium. Ostatnio psioczę, bo nie chciało mi się dźwigać 2 kilogramów Canona do stolicy: brakuje mi go..., ale miałam ważniejsze rzeczy do przydźwigania. Za to odkrywam absurdalne możliwości małego czarnego samsunga... cierpiliwie czekam na nagrodę za wybitne osiągnięcia w fotografii gupolem :-D Fotografia bowiem jest porywającym medium - niezbyt wiele trzeba, żeby zaskoczyć samego siebie nowymi umiejętnościami w tej błogiej dziedzinie. Osobiście nie przepadam za standardowym użyciem owego boskiego środka wyrazu: zdjęcia jak z żurnala nie interesują mnie zgoła. Ich monotonia... oraz charakterystyczny brak elementu intelektualnego... przytłaczają mnie. Jedno zdjęcie mistrza na miarę Newtona mam za tysiąc obecnych wogów czy innych piśmideł. Uwielbiam oglądać eksperymenty i sama je wymyślać - podnieca mnie pikseloza, nieostrość, nakładania filtrów, wycinanki, nakładanki, kolaże, asamblaże - jednym słowem: kreacje i rewelacje. A jak mówię - zachwycić siebie można w pięć minut. Marzy mi się szafiarska akcja - "Zrób sobie zdjęcie w stylu Hopperowskim!". Voila! (Hmmm, przed wykadrowaniem ten nastrój był naprawdę Hopperowski...)
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

Jedwabna bluzka, Jaeger London, Vintage,
Jedwabna spódnica w zgaszonej brzoskwini, India Shop,
Pasek/gorset z ekscytującymi bryklami, HM Trend.

poniedziałek, 25 maja 2009

PLEATS Please!

Image Hosted by ImageShack.us
Odkąd pamiętam wszyscy zazdroszczą mi szyjącej mamy. Przyznaję - posiadanie szyjącej mamy jest w dechę. Obserwowanie szyjącej mamy jest bardzo zabawne - szczególnie, gdy tworzy stroje z fanaberiami, na przykład gustowną retro wstawką z plis. Krzyczy, wali w maszynę, przyzywa świętych oraz aniołów, ogólnie - jest mocno nie w sosie. Ba! Twierdzi, że to już bezsprzecznie ostatnia rzecz, którą szyje ;-D Smutne fakty przedstawiają się tak, że nawet gdyby chciał, nie znalazłby już właściwie żadnego zakładu plisującego tkaniny na zamówienie. Czasy solejek bezpowrotnie już chyba odeszły do lamusa, a materie poddane wszelkiego sortu termicznej obróbce można już kupić gotowe w belach... z nich właśnie tworzone są te barbarzyńskie, bazarowe suknie na wesela i chrzciny. Żeby coś własnoręcznie uplisować - i tu mówię z tzw. własnej autopsji :-) - trzeba włożyć niemało wysiłku. Najważniejszy jest jednak duch zespołowy! W sukience plisowań nie za wiele, ale trzeba było się pomęczyć. Mam ją od lat. Jej paradoks - ma na stałe plisy, ale poza tym: można ją zwinąć w kłębek i przejechać pół świata, nigdy się nie pomnie :-D Natomiast pasek nabyłam en passant w ulubionym Barze Olszynka. Już jestem w nim zakochana bez pamięci. No dobra - też uważam, że plisy są dla starszych pań... ale jak miło sobie na nie popatrzeć. Monotonia fotograficzna zaś wypływa z faktu, że nie mogę się nadziwić, ile fajnych rzeczy można zrobić takim fatalnym aparatem, i do tego częściowo zepsutym.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Sukienka z brzoskwiniowej skórki: mama, która jutro ma swój dzień,
Pasek ze złotą klamrą, Vintage.


PS. Posyłam na allegro parę sztuk odzieży, w tym ukochany płaszcz - może ktoś teraz zapała do niego miłością:
Image Hosted by ImageShack.us

sobota, 23 maja 2009

Cóż za szykowne uszy!

Image Hosted by ImageShack.us

Tradycji stało się zadość i kolejny raz kupiłam na Targach Książki nową, wspaniałą pozycję na interesujący mnie temat. Ot, monografia niezwykle chwytliwego, lecz zagadkowego, pojęcia, jakim jest "glamour". Na czterystu stronach autor rozwodzi się nad kulturą popularną, ale też sięga do czasów sprzed telewizji i tym podobnych ogłupiaczy. Mniam. Książka o "glamour" sama w sobie jest szykowna, a do lektury najlepsze... szykowne filcowe uszy. Zbieram książki i inne gadżety w czerni i bieli. Buty - jak zwykle w cekiny. Mimo deszczowej pogody warto było przespacerować pół dzielnicy i usłyszeć, jak zblazowy Maleńczuk na święcie naszej Saskiej Kępy śpiewa "Czerwone tango", zapewniając o tym, że w Pradze jest wiele socjalizmu. No cóż... publiczność kręciła nosem. Natomiast z całą stanowczością polecam film na podstawie "Wojny polsko-ruskiej", absolutnie niewarto tego nie obejrzeć.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Uszaty kapelutek, Smyk,
kwiatek, who knows,
spodnie, HM,
czarna sukienka, mom's work,
zdobione espadryle, skądś się wzięły...
"Glamour. A History", American Bookstore.


PS. Polecam nowe czasopismo o modzie, którego autorkami są polskie szafiarki - naprawdę bardzo ładne!

środa, 20 maja 2009

Pocztówkowo.

Image Hosted by ImageShack.us

Nie odpowiadam za jakość tych zdjęć. Nie ja robiłam. To znaczy: to z jamnikiem to oczywiście ja. To wejście do jednego z najfajniejszych w Warszawie sklepów płytowych: "Muzant" przy ulicy Wareckiej. Klimat sentymentalny oraz setki winyli, książek i innych najfajniejszych rzeczy... Myślałam, że spasuję w kwestii marmurków - od tych się uzależniłam. Super gacie - kupiłabym z 5 par, bo tak wygodnych spodni jeszcze nie miałam. A co najważniejsze - idealnie przylegają do łydek... łydek rowerzysty, rzecz jasna.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us



Kwiatowe kimono - mój wytwór sprzed lat,
marmurki na gumce - HM,
buty a la Bollywood, galeria centrum,
okulary, Camaieu,
torba, Top Secret,
kwitnie - lilak chiński, a jak pachnie!

sobota, 16 maja 2009

Światło w maju.

Image Hosted by ImageShack.us
W tym roku wcale nie jest wiosenne. To wyjątkowo... zimny maj. Na urodziny kupiłam sobie idealny prezent: szukałam takiego właściwie odkąd zaczęłam chodzić do szmaciarni. Śnił mi się jedwabny szlafrok w smoki, marzyłam o nim. Tymczasem wczoraj wchodzę do fantastycznego Baru Olszynka (obecnie znowu gigantyczny ciucholand!), a na wieszaku aż dwie sztuki: czerwony i biały. Biały ważył mniej, był ładniejszy, a przede wszystkim - był zupełnie nowy! Miał metkę, paseczek zgrabnie zwinięty i przewiązany jedwabną nicią. Wszystko w tym szlafroku jest jedwabne, nawet szyfonowa podszewka. Jest po prostu najpiękniejszym szlafrokiem w historii ludzkości. Sinolog powiedział mi, że w Chinach nosiłabym biały. Brzmi to całkiem fantastycznie - większa część ludzkości to właśnie biel uważa za barwę żałobną. Marek powiedział mi jak typowej idiotce: "No wiesz, u nich jest cieplej...". Biel jest kolorem czystym, i bezkolorem. Taka bezkolorowa biel w słońcu ma w sobie tylko blask, sama staje się światłem. W sławnym piątym rozdziale "Portretu artysty z czasów młodości" Joyce ironicznie cytuje Tomasza z Akwinu, który jako jedną z trzech składowych piękna podaje "claritas". To niezwykły moment - sam Stephen w tym punkcie gubi się w analizach - nie umie wyjaśnić, co to claritas. Ktoś powie - głupie mądralińskie rzeczy się tu wypisuje z wysokim czołem - jednak warto czasem widzieć rzeczy... w szerszym kontekście. Z kultury masowej nie uratuje nas nikt inny, poza nami samymi. To mówiłam ja, Siłaczka w jedwabnym kimonie ze smokiem...
Image Hosted by ImageShack.us
Białe jedwabne kimono, vintage (13 bezcennych złotych)

czwartek, 14 maja 2009

Szarzyzna

Image Hosted by ImageShack.us
Samo to dziwaczne słowo odnosi się do grubego sukna w wersji saute. Szarza, szarzyzna - pachnąca, prymitywna, zgrzebna - tkanina, która w mojej wyobraźni pachnie sianem, świeżo skoszoną trawą. Miałam w życiu przyjemność produkować własnoręcznie przędzę: gdy ludzka ręka w sposób najzupełniej babarzyński wtapia się w jałowe czesanki, w niewiarygodne - bo powstałe nagle tu i teraz - sploty czegoś, co jeszcze przed chwilą stanowiło owcze runo... well, inaczej wtedy myśli się o konfekcji. Nie wiem, czy ktoś też to zauważa. Ubrania w wielkich sklepach nie pachną. Znakujemy je dopiero perfumami. Złocony flakon Laurenta, wymierzony w moją sukienkę, jest równie zwierzęcy, co kocia szczynka na łazienkowym dywaniku. Idea bezzapachowych ubrań wcale do mnie nie przemawia. Gdy robię na drutach sweter z czystej wełny po godzinie mam ręce przesiąknięte zapachem włóczki - wtedy czuję się jak Heideggerowski bohater... ten od młotka! Zaczynam nabierać rozeznania: wyznawać się na rzeczy. Tego samego doznaje się chyba, gdy rozcieramy w ogrodzie w palcach listki melisy czy mięty. Jednak nie ma już zapachów zaklętych w ubiorach. Napawa mnie to melancholią... a może właściwie wzięła się ona z przypatrywania dziełu Roberta Kuśmirowskiego w Zachęcie? Gorąco polecam wystawę Inwazja dźwięku - nie tylko dlatego, że jest tam zgrabny egzemplarz (stan idealny!) moich pierwszych organów elektrycznych "Student" :-)

Image Hosted by ImageShack.us

Szara sukienka, HM, absolutnie od lat ulubiona,
Pasek, Camaieu, jeden z moich ulubionych rozweselaczy odzieżowych,
torebka, Top Secret.

sobota, 9 maja 2009

Moje własne Idaho

Image Hosted by ImageShack.us
My Own Private Idaho to zapewne jeden z najwybitniejszych, najbardziej dopracowanych filmów lat dziewięćdziesiątych. Bez wątpienia jest to najlepszy film Gusa van Santa... no i w moim kinomaniackim rankingu coś z rejonów top five. To jest po prostu doskonały film, widziałam go chyba ze 100 razy. Jest tu wiele ciekawych postaci (boć film jest trawestacją samego mesje Szekspira...), ale dla mnie zawsze najciekawsza pozostanie dziwaczna matka. Pośród postaci z półświatka niewiarygodna w swojej bieli, z dużymi klapami płaszcza. Nie wiem, dlaczego, ale od razu przypomniała mi sie dziś matka Rivera Phoenixa z tego filmu... gdy zobaczyłam tę kurtkę w sklepie z używaną odzieżą. Jest to niebagatelna kurtka - skórkowa, Made in USA. Dawno nie widziałam równie idealnej kurteczki. To wszystko przez biel i te załamania na ramionach. W filmie Van Santa matka jest postacią rozbitą na dwie równoległe bohaterki - obydwie zdeprawowane i obydwie w bieli. Niewiarygodne, jak wiele znaczeń nosi w sobie ta żałobna barwa.
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Kurtka skórzana, Made in USA, 30 złotych, Vintage,
top w Moneta lub Maneta, HM,
gatki, who knows,
buty, HM

czwartek, 7 maja 2009

Być jak Adam Słodowy.



Dziś Adam Słodowy znalazł w wielkim ciucholandzie (zwanym "Dyskontem odzieżowym" ;-)) cudowne wdzianko pakistańskie, nazwane od czapy "dżelaba". Jako żywo, kaftanik bez kaptura nazywa się "kameez"! Kameez w stanie "do wyrzucenia" - ozdobiony cudowną aplikacją. Szybka decyzja - "jak za 5 złotych, to bierzemy! się przerobi...". Akurat dzień wcześniej z zamysłem krawieckim Adam Słodowy kupił w sklepie Pepco ( o nieba, to też dyskont odzieżowy!) koszulkę szarą w cenie 7,99. I jak to się wspaniale sprawdza. Teraz tylko nożyczki i maszyna i cudowny top gotowy. I jakie to proste! Ale muszę powiedzieć - ta spódnica od kompletu to istny cud: takiej wełny się już nie produkuje. Nie ma to jak wintaż....

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Spódnica 100% wełny, Aquascutum vintage,
koszulka z kieszonką, Bershka (najlepsza koszulka świata),
chusta z metalowymi koralikami, z bazaru arabskiego,
koturny, HM.

niedziela, 3 maja 2009

Buszujący w... rzepaku.

Image Hosted by ImageShack.us
I was born in the mountains... Nie wiem, skąd się bierze ta pretensjonalna internetowa moda na krótkie angielskie frazy, które - jak mniemam - niczym atłasowe rękawiczki mają nobilitować nasze codzienne dokonania i doznania, nasze sieciowe ciuszki podnieść do rangi międzynarodowych superkreacji. Nie wszyscy uwierzą w ów powiatowy kosmopolityzm, li tylko pierwsi naiwni. Parafrazując wspaniałą myśl Andrzeja Wajdy, mogę o sobie powiedzieć: "Jestem ze wsi i myślę po wiejsku" ;-) Tylko dlaczego, zawsze w takiej chwili przypomina mi się jedno z tych fenomenalnych zdań, otwierających Great Expectations Dickensa: "Ours was the marsh country, down by the river, within, as the river wound, twenty miles of the sea."? Może dlatego, że Dickens jest genialnym pisarzem, może po prostu w świetle faktów stricte edukacyjnych... Kto to może wiedzieć... Nie jestem złośliwa, po prostu tego nie kupuję. Wchodzę w pole rzepaku i każę zrobić sobie absurdalnie pocztówkowe zdjęcie - bo z tyłu jest Święty Krzyż. Wącha sie rzepak (pełen os), wyplata się wianki - oto istota naszej wilegiatury. Far from the madding crowd. Ale to juz Thomas Hardy, a to temat lepki i... taki prymitywistyczny!

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us