piątek, 29 maja 2009

Kiss my shiny siermięgi.


Z cyklu: "Archiwa mody" przedstawiam buty, w których milionpieńcetstodziewięcet lat temu zdawałam egzamin państwowy "Matura". Wygrzebane nagle w piwnicy, okazały się całkiem całkiem. Co prawda nie są to cacy nowe sandałki ze sklepu zaraza za rogiem, ale ich siermiężny styl o wiele bardziej do mnie przemawia. Nie nosiłam ich całą dekadę... Zresztą za ich kupienia nie było jeszcze w Polsce imperium Inditexu, a buty ze skaju należały do ciekawych kuriozów. Ludzie rozsądni kupowali buty ze skóry - na lata. I te klockowe obcasy: od razu widać, że fleki nigdy się nie pościerają. Klockowe obcasy już poniekąd niedawno namieszały w świecie mody, ale oby ich było więcej i więcej. Mi osobiście kojarzą się ze stylem mojej idolki - Chloe Sevigny. Klockowe obcasy - symbol zramolałej siermięgi. A najfajniejsze są te ślaczki wokół stopy: to dla zapominalskich. Mówią coś w stylu: tu masz włożyć stopę w ten właśnie sposób. "Buty są do zakładania na stopy", myślę sobie, a w głowie majaczy Bunuela "Dziennik panny służącej". Poza wszystkim innym - sandały to najlepsze buty na deszcz: łatwo można z nich wylać to, co się uprzednio do nich z taką łatwością wlało.


Skórzane paskowe sandały, Calzados Tono