niedziela, 3 maja 2009
Buszujący w... rzepaku.
I was born in the mountains... Nie wiem, skąd się bierze ta pretensjonalna internetowa moda na krótkie angielskie frazy, które - jak mniemam - niczym atłasowe rękawiczki mają nobilitować nasze codzienne dokonania i doznania, nasze sieciowe ciuszki podnieść do rangi międzynarodowych superkreacji. Nie wszyscy uwierzą w ów powiatowy kosmopolityzm, li tylko pierwsi naiwni. Parafrazując wspaniałą myśl Andrzeja Wajdy, mogę o sobie powiedzieć: "Jestem ze wsi i myślę po wiejsku" ;-) Tylko dlaczego, zawsze w takiej chwili przypomina mi się jedno z tych fenomenalnych zdań, otwierających Great Expectations Dickensa: "Ours was the marsh country, down by the river, within, as the river wound, twenty miles of the sea."? Może dlatego, że Dickens jest genialnym pisarzem, może po prostu w świetle faktów stricte edukacyjnych... Kto to może wiedzieć... Nie jestem złośliwa, po prostu tego nie kupuję. Wchodzę w pole rzepaku i każę zrobić sobie absurdalnie pocztówkowe zdjęcie - bo z tyłu jest Święty Krzyż. Wącha sie rzepak (pełen os), wyplata się wianki - oto istota naszej wilegiatury. Far from the madding crowd. Ale to juz Thomas Hardy, a to temat lepki i... taki prymitywistyczny!