sobota, 31 października 2009

Kosmicznie wygodna spódnica


Ostatnio nadużywam słowa "kosmos". Ostatnio nawet przy stole - krytykując pewną książkę kucharską (zbieramy niczym lepsi maniacy - mam już spory podzbiór kuchni żydowskich i jestem wdzięczna za namiary na kolejne tomy do kolekcji!) - stwierdziłam, że są w niej jakieś nugaty i inne składniki z kosmosu. Jednak o tej spódnicy śmiało można powiedzieć, że jest kosmiczna! To autentyczny, szyty we Francji Kenzo, prawdziwy wintydż! Jest cudownie szyta z elastycznego dżinsu, a jej faktura i wzór są po prostu... kosmiczne! I'm absolutely in love with this skirt! Natomiast futerko i torebka to najnowsze zakupy z mojego ulubionego namiotu Altex! Siostra mnie nastraszyła, że zamknęli go z powodu zimna, ale okazało się, że w sklepie zainstalowano ogromną dmuchawę i nadal świetnie funkcjonuje. Upolowałam już prawie nówkę futerko Sisley w rozmiarze S oraz tę cudowną skórzaną kopertówkę... Futro jest nieziemskie i wspaniale skrojone, a o kopertówce powiem tylko, że jest kosmiczna. That's quite enough...






Czarna dżinsowa spódnica, Kenzo vintage (30 zeta! :-)),
sztuczne futro, Sisley vintage,
bluzka wykończona suwakami, Atmosphere/sh,
skórzane kowbojki, Stradivarius,
skórzana wężowa kopertówka, Vintage.

wtorek, 27 października 2009

Białe kozaczki


Jestem bardzo zadowolona z moich brązowych kozaków Topshop: noszę je nawet latem i śmiało mogę powiedzieć, że to najwygodniejsze buty w mojej szafie. Co do białych miałam mieszane uczucia, ale przekonała mnie do nich rewelacyjnie niska cena o ponad 70% niższa od regularnej. Zapewne wiele osób po prostu wystraszyło się stereotypu "bikejki", niezbyt wyrafinowanej dziewczyny w białych, w pewnych kręgach kultowych, kozaczkach! No cóż - mi żadne stereotypy niestraszne, a jeśli jeszcze mam dzięki przełamaniu ich drugą parę najwygodniejszych butów w mojej szafie... Same korzyści wynikają z przepracowania mitów i obiegowych opinii. Mam białe kozaczki i jestem z nich dumna. W dzisiejszym poście pierwszy raz na blogu pojawia się jedna z moich ulubionych sukienek. Ma prawdziwe wieki! Kupiłam ją za grosze w sklepie Vero Mody na Dworcu Wileńskim... niestety sklep nie jest już outletem i ilość ciekawych ubrań tamże drastycznie spadła. Ta sukienka to jeden z takich ciuchów, które zawsze prowadzą do tej samej refleksji: czemu, tak jak to dawniej bywało, nie można co sezon kupować sobie tej samej sztuki odzieży, czemu ta sukienka nie jest w stałej sprzedaży dla dobra ludzkości? Hmmmmmm.






Białe skórzane botki, Topshop,
płaszcz z lodenu, Zara,
dżersejowa sukienka, Vero Moda (ages old!),
skórzany pasek, vintage,
kolczyki, Topshop.

sobota, 24 października 2009

Żołnierzyk


Ostatnio zauważyłam niepokojącą prawidłowość moich wizyt w tzw. zwykłych sklepach. Cała sprawa jest całkiem prosta - potrzebowałam zwykłego czarnego kardiganu. W second-handach takie sztuki odzieży są zazwyczaj wysłużone i zmechacone. Postanowiłam więc zainwestować jakieś całe 49 złotych w nowy i pachnący. Wydawało mi się, że od takich właśnie roi się w sieciówkach. Wędrówka po sklepie przekonała mnie jednak, że każdy taki kardigan ma w sobie coś nieciekawego - a to wycięcie przy szyi, a to jest z okropnej jakości tkaniny, a to ma nie takie guziczki, a to ma za krótki ściągacz. Wszystkie zwykłe kardigany porzuciłam gdzieś pośród masy towarowej, a dorwałam się do tego zdobnego w złote szamerunki mini-kubraczka w modnym ostatnio stylu wojskowym. I wymyśliłam sobie, że ze wszystkich zwykłych czarnych rzeczy z długim rękawem, ten jest najzwyklejszy i najbardziej będzie pasował do całej reszty mojej garderoby. I tak jest zawsze - idę po coś prostego, wychodzę z dziwadełkiem. A duszę moją przepełnia zawiść wobec minimalistek i szaro-czarnych dam z torebką na żurawiu (ten nowy styl noszenia torebek przepełnia mnie nieskończonym zdziwieniem!). I should like to be plain and simple, but that's not my cup of tea. To nie moja para kaloszy. A buty - na kieliszku! Na koniec prezentuje się mój uczony kot oraz fotoreportaż Marka pt. "Babeczki", zainicjowany zapewne przez wybawienie się dzisiaj wszystkimi możliwymi modelami lustrzanek cyfrowych na Dniach Fotografii w Koneserze. Polecam: bardzo fajne wydarzenie!







Spódnica w stylu ludowym, Vero Moda,
militarny żakiecik, HM,
buty, Bronx - kupione za 99 pensów, mój rekord internetowy :-D,
wysłużony płaszcz, HM,
rajstopy, Gracja.

środa, 21 października 2009

Zasłony twojej babci


Kwiatowe wzory są w modzie już od dobrych kilku sezonów. Mnie osobiście dotknęła mania florali, gdy zobaczyłam słynną kolekcję McQueena, ale w modzie przecież minęły już od tego czasu wieki! Nie wyobrażam sobie za to, że jakaś kobieta mogłaby obojętnie i bez złapania kwiatowego bakcyla przejść obok jesiennej kolekcji Paula Smitha. Ten look jest dla mnie jesiennym ideałem, szczególnie jego kolorystyka wydaje mi się genialna. Swoje inspiracje modą z wybiegów można próbować zrealizować przy pomocy łatwo dostępnych w second-handach angielskich tkanin zasłonowych i obiciowych. Ja swoją spódnicę w różę wytworzyłam z czegoś, co przedtem było dżersejowym woreczkiem na pościel! Tkanina jest gruba, elastyczna i nigdy się nie mnie. Do tego te róże są wyjątkowo... realistyczne. Nastały ciężkie czasy dla bloggerów/fotografów - ciemno i deszczowo. Kwiatowe wzory to świetny pomysł na rozchmurzenie tych słotnych dni...



Bluzka typu Izaura, Stradivarius (można powiedzieć: stara jak świat!),
pasek, Zara,
skórzane botki, Vintage,
spódnica, wytwór własny.

poniedziałek, 19 października 2009

Just panterka


Ten sweter w panterkę usiłuję pokazać już od początku bloga: jest jednym z mocniejszych akcentów mojej szafy. Jakoś się jednak nie składało, choć przyznam, że należy on do wąskiej grupy moich faworytów odzieżowych. Gdy tylko wyczytałam w tekście o nowej kolaboracji znanej marki z HM u Harel, że "panterka idzie ze wszystkim", postanowiłam natychmiast objawić mój cętkowany sweter blogowi i światu. Przyznam, że tylko w dwóch przypadkach wieść o projektancie współpracującym z HM mnie zelektryzowała: pierwszy raz, gdy na sklepowe wieszaki trafiła kolekcja moich ulubieńców Viktora&Rolfa (ach, ta bluzka z sercem na piersiach!) - tu nie udało mi się nic kupić, choć przyznam, że jakiś czas po premierze widziałam na wyprzedaży tę cudną suknię ślubną... ale nie było mi po drodze do ołtarza!; drugi raz, gdy projektowała wielka mistrzyni awangardy, Rei Kawakubo: wtedy udało mi się sprzątnąć z HM jeden płaszcz: oczywiście otaczam go wielką czcią i zakładam od wielkiego dzwonu. Gdy sieć odzieżowa postawiła na Roberto Cavalli w ogóle mnie to nie obeszło, gdy jednak podczas wertowania wyprzedaży na wieszaku znalazłam przeceniony o 70% ten sweter, byłam w totalnym szoku. To był właśnie idealny sweter w panterkę, wykonany z jedwabiu i wełny. Przygarnęłam bez zastanowienia i do tej pory kocham go miłością stałą i mocną. Panterkowa sztuka odzieży może się wydawać nazbyt mocarna, nazbyt wyrazista, żeby znieść jakąkolwiek konkurencję. Jednak, sparafrazuję tu Harel: sporo rzeczy idzie z panterką. Ostatnio odkryłam, że nawet spódnica w kwiaty jak z babcinej zasłony (hit sezonu). A poza tym ten sweter ma wielkie zalety: nie trzeba go prasować, bo się nie mnie i do tego ma bardzo bardzo długi paseczek, który bez końca cieszy kota. Czyżby odkrywał tu pokrewieństwo z cętkowanymi krewnymi? ;-)





Jedwabny sweter w panterkę, Roberto Cavalli dla HM,
jedwabna pomarańczowa bluzka bez rękawów, Alexon vintage,
dżersejowa spódnica z wysokim stanem, St. Michel vintage,
płaszcz, HM,
skórzane buty, Ann Mex czy coś takiego(mają już sto lat!)

PS1. Tadam tadam: oto można przeczytać wywiad ze mną w Zyciu Warszawy Online. Dostałam po tym wywiadzie mnóstwo impulsów i polemik - pewnie ktoś zrzuci mi brak konsekwencji, skoro pokazuję tutaj produkt HaMowy i jeszcze się nim przechwalam. Cóż: brak konsekwencji to moje drugie imię. Call me Ishmael! :-D

czwartek, 15 października 2009

Butoholik blues


Doprawdy nie wiem, o co kaman z tymi butami. Te botki wypatrzyłam już ponad rok temu w internecie i zanim doszłam do wniosku, że fajnie by było takie mieć... już się rozeszły! Pani w obuwniczym miała taki ruch, że aż się jej buty rozeszły... Potem inna para z E-bayu wpadła w łapy pocztowych złodziejaszków. Potem nigdzie nie można było dostać... Teraz też się długo zastanowiłam zanim podjęłam ten... ostateczny krok. Ale cieszę się z nowego nabytku w mojej wielkiej butowej rodzinie. Przyznam szczerze, że przybrało to już chorobowe stadia: butów mam bardzo dużo, za dużo... do setki zbliżam się już całkiem sporymi krokami! A tu ciągle za mało mi butów - nie mam co na siebie włożyć! Teraz właściwie myślę, że jestem już usatysfakcjonowana i dwie nowe pary z tego tygodnia są moimi finalnymi butami kupionymi AD 2009. Całkiem pokaźna kolekcja kozaków mi się zebrała, ale niestety podchodzę do większości z pietyzmem: nie powinny wychodzić na deszcz czy śnieg (zwłaszcza taki jak wczoraj!), bo mogą się poniszczyć. Głupie jest to myślenie. Przecież po to kupuję co sezon nowe pary, żeby wyrzucać te stare i zniszczone! A jednak żal mi ich. Z drugiej strony, ostentacyjne wyrzucanie schodzonych butów prosto do miejskiego kosza na śmieci ma w sobie wiele z przyjemności. Pamiętam, że gdy prawie dwa lata temu w hiszpańskim kurorcie cisnęłam do kubła parę sfatygowanych oficerek poczułam się jakby ktoś dał mi trochę nowego życia. Wtedy i tak byłam zadowolona: kilka godzin wcześniej w kawiarnianej toalecie nad morzem znalazłam banknot 20 Euro - natychmiast pobiegłam po nowe (wcześniej już oczywiście upatrzone!) buty z Mango. A podobno za znalezione pieniądze trzeba kupić losy na loterię. Ale ja nie wierzę w to "dobre fatum". A co wśród bytów może być bardziej przyziemne niż but?




Spódnica, Zara (i nawet trochę ją wyprasowałam GIMPem ;-D),
Bluzka w listki, vintage,
cudownie niebieski pasek, vintage,
broszka, who knows...,
czarna bluzka wykończona suwakiem, Atmosphere (z papierową metką, kupiona w SH za 16 złotych!),
skórzane botki, Bronx (love love love...)


PS1. Hmmmm, reszta fotek jest gdzieś na karcie w pożyczonym aparacie. To be updated.

niedziela, 11 października 2009

Lula Swap Show, czyli wielka wymienialnia


Wczoraj - a był to dzień bezgotówkowej wymiany ciuchów! - miałam okazję brać udział w zorganizowanym przez Lula.pl SWAPie, a więc po polsku: wielkiej wymienialni ciuchów. Pierwszy raz uczestniczyłam w tego rodzaju imprezie i dopiero post factum zrozumiałam, jak wiele rzeczy jeszcze mogłam zabrać ze sobą i jak fajne w ogóle jest takie podmienianie. Wybiegłam z domu w pośpiechu, ubrałam się w cokolwiek, co miałam pod ręką (potem doszłam do wniosku, że mój outfit bez dodatków kosztował 5 złotych! :-D), a swój ciuchowy "tobołek" pakowałam zupełnie zielona: brałam półświadomie z dna szafy niewchodzące już na mnie rozmiary 34, na drugiej linii gotując obiad (czy ja zawsze muszę robić dwie rzeczy jednocześnie?). Zresztą, nie miałam pewności, czy w ogóle uda mi się coś z sukcesem wymienić! Gdy wbiegłam jak zwykle spóźniona do Agory byłam od razu oszołomiona ilością ciuchów, które dziewczyny rozłożyły już na stolikach. Pierwszy odruch był dość negatywny: znowu ciuchy! Przyznam, że czasem mam odczucie przesytu konfekcyjnego... Byłam też trochę zagubiona z tymi stolikami i w ogóle organizacją całej sprawy... Z czasem jednak wciągnęła mnie ta zabawa w wymienianie! Wkrótce pozbyłam się większości przyniesionych rzeczy, w zamian otrzymałam prawdziwe skarby. O wielkie nieba - nawet coś kupiłam i sprzedałam! Podczas imprezy spotkałam też całkiem spore grono dziewczyn, które znam z Forum szafiarek i Strony polskich-szaf: strasznie miło było się wreszcie zapoznać, dzielić stolik (dzięki raz jeszcze!), powymieniać się i w ogóle spędzić czas w fajnej atmosferze. Niecierpliwie czekam na kolejne ciuchowe wymiany!!! A oto moja lekko ułomna relacja (w sali było dość ciemno!) ze SWAPu (następnym razem powinni przyciszyć popową muzykę z głośników, trochę wkurzała...).



Od lewej: Rurzowa, Baglady, Robaczek, Agnieszka, SzafaN, Harel, Blu88, Carolina del Armario, Aube.





Moje łupy: niebieska torebka-mydelniczka (wymieniona z Aube z Widelec-w-szafie) za lawendową spódnicę; biała bluzka z kombinowanej wymiany z pewną dziewczyną w interesującym płaszczu i SzafaNem; biżuteria wymieniona za moją byłą małą czarną z różą; cekinowa sukienka wymieniona z Jagodą za zbyt obcisłą na mnie bluzkę z koronką filetową; spodnie i broszka/herb kupione od Harel; pasek z fajną sprzączką wymieniony za moją pepitkową spódniczkę. Super co? Żałuję tylko, że nie wzięłam więcej swojej biżuterii, którą czasem pasjami wyrabiam w jesienne wieczory: poprawię się następnym razem!

piątek, 9 października 2009

Zachęta


O tym spódnicowym łupie pisałam w jednym z PSów do ostatniego postu. Skórzana spódnica w cenie trzech złotych jest w idealnym stanie. Marek zasugerował, że ktoś ją wyrzucił, bo po prostu się już nie mieścił. Mam kilka skórzanych spódnic - ta teoria do mnie przemawia, bo w te kilka też się nie mieszczę ;-) Połączenie kolorystyczne miodowego zamszu i delikatnie błękitnego paska (pamiętacie słynną scenę z "Diabeł ubiera się u Prady"?) zaświtało mi podczas oglądania wiosennych pokazów. Wydaje mi się, że w przyszłym sezonie będzie hitem. Mam nadzieję, że nikt nie uzna robienia sobie zdjęć w Zachęcie za świętokradztwo ;-) Niestety ten czarno-biały Matejko był bardzo kuszący. Pogoda ostatnio płata niezłe figle: wczoraj w Warszawie było naprawdę gorąco. Zakończyło się burzowymi chmurami i ulewą. Dziś już chłody.




Skórzana spódnica, River Island vtg,
pasek, Cropp (sprzed wieków, ale lubię ten kolor),
buty, Bershka (z czasów, kiedy jeszcze się to w Madrycie kupowało),
rajstopy, gracja,
koszulka, HM,
marynarka wełniana, HM (niestety nie oddano tu sprawiedliwości jej urodzie).