czwartek, 28 stycznia 2010

You cast a spell on me


I'm a digest reader, a royal bleeder, a euphemism, a cheap motel, a child’s hell, a feather in the wind... Jeśli ktoś ma ochotę w te wisielcze dni przenieść się do świata słodkiej melancholii, niech na gwałt szuka płyty uroczej Rykardy Parasol "For Blood and Wine". To mistrzyni w tworzeniu nastrojów: przy jej brudnawym głosie można spokojnie zapomnieć błoto pośniegowe, awarie komunikacji miejskiej i inne wątpliwe przyjemności związane z życiem w ogólności. Rykarda zmusiła mnie do jakichś szalonych kroków. A do tego obejrzałam kilka dni temu "Ostatnie tango w Paryżu" i zniewoliło mnie, co tu dużo kryć. Bertolucci od lat jest "moim" reżyserem, precyzja jego filmów, ich dopracowanie artystyczne, plastyczność wizji, głębia tych wszystkich narzucających się wyobraźni obrazów... Cóż, takich filmów już się nie robi - dlatego ja właściwie nie chodzę do kina. Nie mogę znieść tego chłamu, który zalewa ludzkie mózgi. A oni jeszcze za to płacą. This is a puzzling world. Każdy wie, że kino skończyło się jakieś 30 lat temu, teraz jest ogólna papka i kilku desperatów, którzy pretensjonalnie próbują coś sobie i światu udowodnić. Wkrótce umrą ostatni reżyserzy i wtedy nie będzie już wątpliwości! Dość tych zgryzot - postanowiłam w jakiejś "plastycznej wizji" pokazać mój ulubiony kożuszek, w których chodzę właściwie codziennie. Kupiłam go przed świętami w szalonym lumpeksie na placu Szembeka. Urzekły mnie te pływające, podkręcane kudełki... Jeśli sobie wyobrażam zimowe okrycie wierzchnie w stylu vintage, to właśnie pod postacią tego kożuszka. Nie kupujcie plastikowych kurtek! A na koniec przebitka mojego ulubionego swetra - kupiłam go na wyprzedaży w Reserved za 29 złotych: mój ostatnio najbardziej udany zakup... bardzo ciepły! 





Zamszowy kożuszek, vintage,
sukienka, Zara,
buty, Zara,
sweter z wielkim golfem, Reserved.

PS. Aha - i jeszcze mój niegdyś ukochany, a teraz już zupełnie zdezelowany skórzany pasek z River Island. Nigdy chyba nie znajdę dla niego godnego zastępcy, choć przecież jest całkiem zwyczajny ;-(

niedziela, 24 stycznia 2010

Das Ewig-Weibliche zieht uns hinan


Całkiem pokaźne halo otacza kwieciste tkaniny. Staromodne zasłony, wysłużone kanapy w satynowych tapicerkach, przesłodzone gobelinowe poduszki, poprzecierane siedziska stylowych krzeseł, ciężkie kotary sklepów z mojego dziewiętnastowiecznego dzieciństwa... Od kilku sezonów obiciówki podbiły nowe rejony: z rozkloszowanych sukien starych ciotek i groteskowych kreacji druhen weselnych"kwiaty jak żywe" przeniosły się na całkiem nowoczesne minispódniczki, zupełnie aktualne bufiaste sukienki, prawdziwie wyraziste małe żakiety rodem z reklamy Topshopu. Już tu na blogu było sporo takich różnych kwiatków - może to dlatego, że jedną z moich ulubionych płyt jest fenomenalna "Curtains" Tindersticks, której kwiecista okładka ma w sobie już teraz tak wiele konfliktujących ze sobą znaczeń. To jest muzyka dla prawdziwych kobiet :-D Oto moja nowa, zeszłoniedzielna zasłonowa produkcja i post, nie ma co ukrywać, inspirowany ostatnimi dokonaniami Anio i jej cudną kiecą. Szyjcie, ludzie, a będzie wam dane. No i zarzekałam się, że nie założę dżinsowej kurtki, a tu mi taka fajna w lumpeksie wpadła... Wiosna wróci, baronowo. Aha - tak, mam dziwną fryzurę. Przycięłam co nieco na oślep i teraz będę tak chodzić przez dwa tygodnie. Za to jakże awangardowo wyglądam! That's just life...




Bawełniana spódnica, moja sprawka,
ażurowy sweter, Simple,
dżinsowa marynarka, Vero Moda sh,
pasek, vintage,
buty, Bronx.

środa, 20 stycznia 2010

Ganz ohne Hoffnung


Z taką pewną nieśmiałością prezentuję kolejną swoją oszałamiającą kreację ;-D Jestem co prawda jak zwykle dość nieogarnięta, mam opuchnięte oczy, skrócone nogi, a dzięki użyciu szerokokątnego obiektywu składam się prawie wyłącznie z wybałuszonego brzucha. Bez wątpienia - to muszą być "te dni". Te dni teraz stały się lepsze. Znowu ktoś poprzestawiał kamienie... Postanowiłam wypróbować podpatrzony w prefallowych kolekcjach manewr z cienkim paskiem i marynarką. Ta marynarka jest w ogóle trudna - jest niezniszczalna, wykonana z pietyzmem godnym lepszych spraw, ale niestety dość długa. Zatem - żeby nie gorszyć młodzieży nazbyt wydłużonym tułowiem oraz nazbyt skróconymi nogami (podobno w Rosji niezwykle popularne są zabiegi chirurgicznego wydłużania nóg przy pomocy jakichś prętów i śrubek... i to nawet nie tak drogo) - przepasałam się tą oto szarfą w postaci ulubionego paska "Made in Poland". Wiele osób o tym śni: żeby na ciuchach znajdować stare kolekcje Barbary Hoff czy chociażby Mody Polskiej. Niestety w tym celu trzeba by było chyba zacząć grzebać w osiedlowych śmietnikach. I choć Krzysztof Varga już takie odzieżowe zakusy opisał, to w jego mniemaniu zdarzy się to dopiero za kilkadziesiąt lat. A walki mają być ciężkie i krwawe ;-D



Wełniana marynarka, Aquascutum vintage,
jedwabna koszula, Sportmax vintage (szkoda, że więcej nie widać kurde),
spodnie, HM,
kozaki, Marisha,
pasek, Podkowa Leśna vintage.

PS. I trochę muzyki dla świata:

niedziela, 17 stycznia 2010

Siusiu w torcik


Moją zaletą jest wolność. Żaden patos, etos i kutas - Katarzyna obudziła się z krótkiego, lękliwego snu, przypominając sobie kim jest. Szarpanie się przy maszynach daje odrobinę pokory, ale na drugą nóżkę: również odrobinę siły. Chodzę ulicami i rozmyślam, czemu za mojego dorosłego życia jeszcze nie wybuchła żadna krwawa rewolucja. Myślę, że wiele innych osób ma tak samo. Aksamitki, atłasowe wstążeczki w tęczowych barwach, poliestrowe kwiatuszki barwione na biskupią modłę, te wszystkie słodkie atrybuty kobiecości... Od jakiegoś czasu chodzi za mną ta wdzięczna spódnica z wiosennego Jasona Wu. Gdy ją zobaczyłam, od razu wpadło mi do głowy, żeby sobie coś takiego zmajstrować - w końcu, ile to roboty? Miałam już w ręku czerwoną wstążkę, ale jednak poszłam w błękity - i wyszło mi całkiem ładnie. Gruba, niedzisiejsza już zupełnie wełna tej ciekawej spódnicy (do wczoraj sięgała ona do okolic kostek...) nie przyjęła tego gładko - na wstążeczkach pojawiły się ciekawe zagięcia, jakiś mały krajobraz w stylu Henry Moore'a. Except for the colours, rzecz jasna. The colours are all mine. "The girl can look like a fashion plate at an even lower price. You may have three halfpence in your pocket and not a prospect in the world, and only the corner of a leaky bedroom to go home to; but in your new clothes you can stand on the street corner, indulging in a private daydream of yourself as Clark Gable or Greta Garbo". Hej, za 9 złotych można mieć fajną spódnicę!




Wełniana spódnica, Posh Lady vintage z poprawkami,
bluzka z modalu, Stradivarius wyprz,
pasek, vintage,
buty, Paola Ferri,
broszka, HM.

piątek, 15 stycznia 2010

Ciuchowa Targowa

No proszę - udało mi się wreszcie pośród zimowego marazmu podjąć trochę pracy u podstaw! Wytworzyłam obiecaną mapkę, będącą kontynuacją mojej październikowej mapy Grochowa. Troszkę uaktualniona mapka ronda Wiatraczna znajduje się tutaj. Na Wiatracznej przybyło nam ciucholandów, więc warto zaszaleć w jakiś wolny dzień. Tym razem jednak zajmiemy się Pragą Północ, a konkretnie sąsiedztwem ulicy Targowej. Od lat jest to mekka miłośników stołecznych ciucholandów - niektóre sklepy są tu chyba "od zawsze". Idąc wzdłuż Targowej od Teatru Powszechnego można kupić całkiem sporo! Gdy mrozy troszkę odpuszczą, proponuję zacząć spacer od zakupów w fabryce Wedla: z zapasem czekoladek można ruszyć po nowe ciuchy! Kto tego nie doświadczył, ten nie zrozumie, co to znaczy mieszkać w sąsiedztwie fabryki czekolady: słodki zapach w upalne dni oplata nawet przędzę naszych ubrań, it's so 19th century! Ale dość tych marzeń! Mamy przed sobą sporo lumpeksów! A teren jest niebanalny: dogorywający Jarmark Europa (koniecznie kupcie tam ryż jaśminowy i... jaśminową herbatę!), stare kamienice, podejrzane zaułki, a pośród wszystkiego: pączkujące concept-store'y, kiecki w Auć Bella!, na widok których można piszczeć z zachwytu, i najlepsze kluby w mieście. Off we go! Mapka interaktywna, z pewnymi sekretnymi miejscami ukrywa się tutaj.


Czerwone kółeczka to CIUCHOLANDY!

1. Moda na kilogramy Prosto z Londynu
Kultowe logo “Prosto z Londynu” – sylwetka kobiety w lisiej etoli… Sklep legenda, choć teraz już może nieco przygasła. Jednak był to kiedyś pionierski lokal! Odzież głównie vintage, angielska, buty, dodatki. Panuje tu wzorowy porządek – wszystko porozwieszane kategoriami, wycenione. Punkt obowiązkowy podczas polowania na Targowej!

2. Odzież na kilogramy Targowa 15
Jeden z kultowych, pierwszych ciucholandów na Targowej. Zawsze dość charakterystyczna wystawa ze “stylizacjami” pochodzącymi ze sklepu. Nie jest to już sklep, który różni się od innych lumpeksów: jednak towaru jest tu sporo. Zawsze mnóstwo angielskiej odzieży, często w wydaniu vintage, dodatki, buty. W ostatnim tygodniu “towaru” ceny stopniowo spadają. Bywa tu całkiem tłoczno!

3. Tania odzież Targowa 23
Mały ciucholand głównie z odzieżą angielską, głównie vintage. Dostawa co środę, ceny spadają aż do wtorku. Kameralna atmosfera, a czasem można znaleźć niezłą marynarkę!

4. Secondhand
Targowa 36. Mały sklep łączący outlet i lumpeks. Głównie angielskie sieciówki, są buty.

5. Tania odzież Targowa 39
Jeden z moich ulubionych lumpeksów na Targowej. Mały, a pojemny. Głównie angielska odzież, ale przeważa vintage. Można tu znaleźć dużo fajnych marynarek, sukienki z drukowanego poliestru, torebki i buty. Są też firanki i zasłony, dużo spodni. Lubię to miejsce, bo jest tu naprawdę tanio. Na wyprzedaży (raz w tygodniu, sobota) wszystko kosztuje od 2-5 złotych.

6. Ciucholand Okrzei 35
Na rogu–duży ciucholand, gdzie można dostać również nową odzież w cenach outletowych. W części ciucholandowej króluje tu odzież angielska, ale raczej starsza. Zawsze mnóstwo pasków, torebek etc. Warto tu trochę pogrzebać, a zawsze się coś znajdzie. Dla leniuchów, część z wycenioną odzieżą.

7. 100
To zabawne miejsce – STO to skrót od Sprzedaż Taniej Odzieży ;-D Angielska odzież raczej wyceniona, ale nie jest drogo. Warto zajrzeć, często jakiś ciekawy łup w postaci spódnicy lub spodni.

8. Odzież na wagę
Średni ciuchland, głównie z angielską odzieżą. Sporo futer i kurtek ze skóry w zimie.

9. CTO Targowa 64 i Targowa 70
Centrum Taniej Odzieży w dwóch odsłonach! Dwa ogromne ciucholandy obok siebie. Ten bliżej Białostockiej jest dość stary, od dawna na mapie świetnych lumpów na Targowej. Drugi chyba powstał na fali jego popularności. Lubię te sklepy. Zawsze można tu coś znaleźć. Odzież głównie vintage – zawsze są tu jakieś absurdalne suknie ślubne! Do tego sporo butów, dodatków. W każdym oddzielna część z odzieżą dla dzieci. Uwaga: pochłaniacze czasu! Każdy ze sklepów ma kilka pomieszczeń!

Różowe myszki to MIEJSCA:

1. Wedel
Jeśli ktoś nie widział, musi koniecznie zobaczyć to cudeńko przedwojennego budownictwa! Ostatnio je otynkowali i zniknęła piękna cegła, ale charakter fabryki zachowany. Gdy trwa produkcja, pachnie tu intensywnie czekoladą! Jest też sklepik (w zabytkowym budynku rogatek grochowskich), można nawet coś przekąsić na miejscu.

2. Kapelusze Zamoyskiego 43
Modystka – już prawie ostatnia w tej części Pragi. Można tu dostać ręcznie robione kapelusze – w kolekcji letniej były piękne kanotiery (prawie takie jak u Jacobsa!): warto tu zajrzeć, kapeluszy jest po prostu multum. Ceny dość wysokie (kanotier 70 zł), ale chińszczyzna nie ma tu wstępu! No i słowa tej pani: "Proszę nosić kapelusze, nie przejmować się spojrzeniami! Kapelusze to szyk!" - lubię takie sklepy z duszą.

3. ViaPraga
Sklep i komis z odzieżą oraz dodatkami. Kiedyś był tu zakład naprawy r-tv, a teraz jest mały concept-store. Można tu kupić outletową odzież znanych marek, ale też torby HO-LO, odzież młodych projektantów spod znaku upcyklingu albo po prostu wpaść i pogadać. Praga się zmienia i takie miejsca najlepiej symbolizują te zmiany. Super!
http://www.viapraga.pl/

4. Gracja
Nowy sklep z butami, gdzie można dostać głównie skórzane, włoskie buty w całkiem odjechanych kolorach. Jeśli ktoś poszukuje chabrowych czółenek albo oxfordów w patchwork, musi tu koniecznie zajrzeć. Dużo butów w rozmiarach 35-36. Ceny do 200 złotych. Są też kolorowe kalosze!

5. Auć Bella!
Absolutnie hitowy sklep odzieżowy na Pradze! Można tu dostać sukienki prosto z Londynu, marek, których w Warszawie nie znajdzie się nigdzie indziej. Również odzież młodych projektantów, dodatki, mnóstwo biżuterii, okularów przeciwsłonecznych. Jest kanapa – można pogadać z przemiłą właścicielką. A jedwabną sukienkę kupić już za mniej niż 200 złotych. Genialne miejsce! http://www.aucbella.pl/

6. W oparach absurdu.
Kultowy praski lokal o niebanalnym wystroju. Przemiła atmosfera, fajne koncerty w weekendy. I ten pająk nad wejściem!

7. Magazyn Praga
Na terenie zabytkowej fabryki Konesera znany skład młodego designu. Dobry cel, jeśli akurat ktoś rozpaczliwie szuka prezentów ślubnych ;-D http://www.magazynpraga.pl/

8. Końcówki kolekcji
Duży outlet z odzieżą damską oraz dziecięcą. Można tu znaleźć ubrania marek Vila czy Inditexu w niezłych cenach. Są też buty.

9. Green Establishment
Są marki, których nie trzeba przedstawiać ;-) Można tu kupić ubrania GE, ale też tkaniny!

10. 11 listopada 22
To miejsce zna chyba każdy–zagłębie klubowe na Pradze. Saturator, Hydrozagadka, Zwiąż mnie, Skład Butelek–co tu dużo gadać, najlepsze obecnie kluby w mieście. Tu się sporo dzieje!

PS1. Wiem, wiem - sporo lumpeksów "po uliczkach" pewnie mi umknęło. Czekam na odzew moich niezawodnych czytelników. Mapka będzie aktualizowana! I jeszcze dodam, że podczas zbierania tej mapki kupiłam sobie w CTO wielką czapę typu baranica, a w "100" najcudowniejsze spodnie w grochy, które nie przestają mnie inspirować i zapodały mi prawdziwy "apetyt na sushi", czyli na japońskich projektantów. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się na blogu jakiś rezultat tych kombinacji z Rei w tle ;-D
PS2. Aha, no i dziękuję mojemu kochanemu konkubentowi, że cierpliwie ze mną zwiedzał Targową tego dnia i prawie w ogóle się nie wnerwił, gdy dokładnie oglądałam te setki wieszaków ;-D
PS3. Odkryłam jeszcze dwa ciucholandy przy samej Targowej - trudno je ominąć, gdy ktoś będzie buszował w tych już wyliczonych. A i zapomniałam o ważnym modowym punkcie: pod adresem Ząbkowska 2 mieści się pracownia Joanny Paradeckiej! Z kolei, przy Ząbkowskiej 5 powstał nowy klub Skłot - baaardzo klimatyczny!

piątek, 8 stycznia 2010

Różne wzory i kolory


W tym roku blog ma dość powolny start. Trzeba przyznać, że pogoda raczej zniechęca do myślenia o stroju w sposób kreatywny - dla mnie ostatnio jedynym imperatywem jest wzniosłe "Żeby przetrwać!". W ogóle nie chodzi już nawet o zimno, bo najgorsze jest to wszechobecne błoto pośniegowe na chodnikach, których w Warszawie w wielu miejscach w ogóle się nie czyści. Szczęśliwie przywiozłam ze sobą idiotyczne śniegowce z Tesco, w którym być może nawet wygląda się jak połączenie pięciolatka z kosmonautą, ale przynajmniej nie ma się w butach wody! Mam fetyszystyczny stosunek do obuwia: gdy na skórze pojawią się ohydne plamy od soli, buty są na zawsze stracone. Czy to świństwo za oknem może wreszcie stopnieć? Od dawna nie było takiej ekspansywnej zimy i muszę przyznać, że mam jej już powyżej uszu. Pewnie większość moich czytelników też jest już zniecierpliwiona. OK - tę zimową spódnicę przywiozłam z domu: uszyta została z resztkowego kuponu wełnianej tkaniny, który kiedyś znalazłam w nieodżałowanym lumpeksie na Grochowskiej. Od dawna marzyłam o bombkowatej spódnicy w petitkę - i proszę: oto jest! No a bluzka - już... od dawna marzyłam o takiej porcelanowej, płóciennej - i voila! Kupiłam przed świętami za 3 złote ;-) Jak już pisałam na drugim blogu, Wintydż przeżywa problemy egzystencjalne: jeszcze nie wiem, co z nich wyniknie, ale jedno mogę obiecać - w następnym poście będziemy badać lumpeksy i inne godne uwagi przybytki na Targowej! Póki co, życzę powodzenia w walce o życie na chodnikach ;-)







Bawełniana bluzka, Liz Claiborne vintage,
wełniana spódnica, madebyMom,
buty, HM,
pasek, vinage,
skórzana torebka, Papillon vintage.