piątek, 8 stycznia 2010

Różne wzory i kolory


W tym roku blog ma dość powolny start. Trzeba przyznać, że pogoda raczej zniechęca do myślenia o stroju w sposób kreatywny - dla mnie ostatnio jedynym imperatywem jest wzniosłe "Żeby przetrwać!". W ogóle nie chodzi już nawet o zimno, bo najgorsze jest to wszechobecne błoto pośniegowe na chodnikach, których w Warszawie w wielu miejscach w ogóle się nie czyści. Szczęśliwie przywiozłam ze sobą idiotyczne śniegowce z Tesco, w którym być może nawet wygląda się jak połączenie pięciolatka z kosmonautą, ale przynajmniej nie ma się w butach wody! Mam fetyszystyczny stosunek do obuwia: gdy na skórze pojawią się ohydne plamy od soli, buty są na zawsze stracone. Czy to świństwo za oknem może wreszcie stopnieć? Od dawna nie było takiej ekspansywnej zimy i muszę przyznać, że mam jej już powyżej uszu. Pewnie większość moich czytelników też jest już zniecierpliwiona. OK - tę zimową spódnicę przywiozłam z domu: uszyta została z resztkowego kuponu wełnianej tkaniny, który kiedyś znalazłam w nieodżałowanym lumpeksie na Grochowskiej. Od dawna marzyłam o bombkowatej spódnicy w petitkę - i proszę: oto jest! No a bluzka - już... od dawna marzyłam o takiej porcelanowej, płóciennej - i voila! Kupiłam przed świętami za 3 złote ;-) Jak już pisałam na drugim blogu, Wintydż przeżywa problemy egzystencjalne: jeszcze nie wiem, co z nich wyniknie, ale jedno mogę obiecać - w następnym poście będziemy badać lumpeksy i inne godne uwagi przybytki na Targowej! Póki co, życzę powodzenia w walce o życie na chodnikach ;-)







Bawełniana bluzka, Liz Claiborne vintage,
wełniana spódnica, madebyMom,
buty, HM,
pasek, vinage,
skórzana torebka, Papillon vintage.