środa, 20 stycznia 2010

Ganz ohne Hoffnung


Z taką pewną nieśmiałością prezentuję kolejną swoją oszałamiającą kreację ;-D Jestem co prawda jak zwykle dość nieogarnięta, mam opuchnięte oczy, skrócone nogi, a dzięki użyciu szerokokątnego obiektywu składam się prawie wyłącznie z wybałuszonego brzucha. Bez wątpienia - to muszą być "te dni". Te dni teraz stały się lepsze. Znowu ktoś poprzestawiał kamienie... Postanowiłam wypróbować podpatrzony w prefallowych kolekcjach manewr z cienkim paskiem i marynarką. Ta marynarka jest w ogóle trudna - jest niezniszczalna, wykonana z pietyzmem godnym lepszych spraw, ale niestety dość długa. Zatem - żeby nie gorszyć młodzieży nazbyt wydłużonym tułowiem oraz nazbyt skróconymi nogami (podobno w Rosji niezwykle popularne są zabiegi chirurgicznego wydłużania nóg przy pomocy jakichś prętów i śrubek... i to nawet nie tak drogo) - przepasałam się tą oto szarfą w postaci ulubionego paska "Made in Poland". Wiele osób o tym śni: żeby na ciuchach znajdować stare kolekcje Barbary Hoff czy chociażby Mody Polskiej. Niestety w tym celu trzeba by było chyba zacząć grzebać w osiedlowych śmietnikach. I choć Krzysztof Varga już takie odzieżowe zakusy opisał, to w jego mniemaniu zdarzy się to dopiero za kilkadziesiąt lat. A walki mają być ciężkie i krwawe ;-D



Wełniana marynarka, Aquascutum vintage,
jedwabna koszula, Sportmax vintage (szkoda, że więcej nie widać kurde),
spodnie, HM,
kozaki, Marisha,
pasek, Podkowa Leśna vintage.

PS. I trochę muzyki dla świata: