Bieg zwolnił tempo - przyczyny są proste: lato to czas spotkań z przyjaciółmi, kilometrowych wędrówek po miastach i wsiach, luzowania rygorów. Lato to czas, który wszelkie reżymy stawia pod znakiem zapytania. Prozaicznie jednak: nie mam statywu, człowieka/statyw wywiało na północ, a mnie odwiedzili moi kochani Anglicy: jak zwykle skończyło się to pijaństwem :-) I to kobiecym :-D Blog stracił impet. Zresztą, dla mnie internet jest drugorzędną formą ekspresji, łatwo dostępną, ale ubogą w repertuar gestualny - zainternetowanym bliperom i blogerom mówię zasadnicze: "Jak wam nie szkoda czasu, skoro za oknem jest tyle szans na podbudowanie ego: wsiadajcie na rower!". Swoje zdjęcia czym prędzej pstryknęłam z parapetu i zmykam dalej zagłębiać się w upały. Prawdziwe fragmenty Katarzyny tu przedstawiam.
Czarna jedwabna bluzka, Kookai,
spódnica z szyfonu, Reserved,
pasek wypasiony jak ta lala, Stradivarius (za 29 zeta :-D)
PS1. A buty? Japonki... powiem prozaicznie: ja w te upały mam po prostu zbyt spuchnięte nogi na obcasy... w końcu jestem człowiekiem.
PS2. Hmmmm, widzę, że dziś na blogach akcja pomocy zwierzętom. Przez gorąco przestałam rejestrować - jednak popieram. Powiem tylko, że najwspanialszą wymyśloną formą pomocy zwierzętom jest zaprzestanie zjadania ich mięsa. Już prawie 20 lat nie spożywam - to nie kosztuje żadnego wysiłku, oprócz naszych własnych chęci zmienienia swojego życia - i swojego świata. Hej - nie jedzcie swoich przyjaciół! Go vegetarian!