Niedawno widziałam pewną panią w słusznym wieku, która na stopach miała parę butów z odwróconymi obcasami a la słynna fanaberia Marca Jacobsa. Patrzyłam - zaśliniona z zazdrości! - z jaką gracją i jak cudownie lekko się w nich porusza. Pani akurat była w zakupowym amoku, na ręku miała przewieszone same "dobre" ciuchy: bandażową spódnicę z marmurkowego dżinsu, tunikę o nieregularnych kształtach, asymetryczny top. Ubrana była całkiem neutralnie, ale każdy, kto choćby odrobinę szaleje za kaprysami mody, nie mógł przegapić jej cudownego obuwia! Oczywiście... chciałabym tak wyglądać za 20 lat! Moja butowa kolekcja dopiero pączkuje, ale przynam, że nie potrafię czasem nie kupić butów. Może to już choroba... Altokalcifilia? Nie, no... dla mnie buty na niskim, na wysokim obcasie to bez różnicy. Mania! W końcu, but to prawie jak byt. Jakby... różnia fonemiczna... para minimalna! Nieważne. Prawdziwy butowy orgazm mnie dopadł: kupiłam sobie - tłumaczę to prawdziwym zrządzeniem losu! - w Topshopie bliźniaczą parę moich brązowych botków z nitami. Były tylko jedne, w moim rozmiarze... przecenione z 340 na 63 złote! Euforia. Tym samym, wyrównałam rachunki z pewną znaną Francuzką :-D A teraz parę... ujęć moich domowych eksponatów.
Białe botki z nitami, Topshop,
Czerwone, elganckie baleriny, Sfera, jak wiele moich butów - pamiątka z podróży!,
Fioletowe oxfordy, Shelly's London,
Zwiariowane baleriny z pomponami, Irregular Choice, chyba najbardziej szalone moje buty - jak widać na zdjęciu powyżej - zadbano tu nawet o podeszwy...,
Ciężkie hooker-boots, ostatni nabytek, vintage za 1 złoty - z czarnymi rajstopami są zniewalające,
książka Vogue Knitting, vintage,
tablica do pisania, 1 złoty: w ramach - secondhand to prawie jak supersam!