wtorek, 8 grudnia 2009

Even cowgirls get the blues


Myślałam już, że marmurkowy dżins nie zagości w mojej szafie w formie innej niż ulubione jasne jegginsy (dla niedoinformowanych, to słowo jest zrostem legginsów i jeansów;-D) czy szorty z wysokim stanem. Jednak, gdy zobaczyłam na wieszaku w lumpeksie tę zwariowaną i iście oldskulową spódnicę, natychmiast się w niej zakochałam i włączyłam do swojego ubraniowego repertuaru. Bardzo lubię ołówkowe spódnice, a jeśli jeszcze sięgają talii (a nie jak większość obecnie produkowanych (moim zdaniem przez szatana!) ubrań - bioder!), to jestem w siódmym niebie. Pasek i koszula w kratkę to moje ostatnie nabytki. To całkiem zaskakujące, ale od jakiegoś czasu w second-handach można kupić ometkowane rzeczy z niezwykle popularnej na Wyspach sieci Primark. Prawdziwym fenomenem są ceny, które ubrania tej firmy od lat osiągają na polskich internetowych aukcjach. Okazuje się, że na polskim ubogim rynku odzieżowym można sprzedać wszystko za dowolnie wygórowaną cenę. Jak mniemam, taki pasek kosztuje na allegro kilkadziesiąt złotych, na metce miał zaś w funtach 3,50, a ja go kupiłam na wagę za 7 złotych (nie wiem, ile ważyła metka ;-)) - oto niezwykły obrót odzieży wewnątrz Unii Europejskiej. A teraz: na Zachód! Też mi się wydawało, że głupio wyglądam w kraciastej koszuli, a tymczasem... razem ze spódnicą tworzą miły, codzienny strój. Muszę powiedzieć, że w odróżnieniu od wielu osób, nie lubię luźnych ubrań, a wręcz czuję się w nich skrępowana! Co innego pasek do talii - w nim czuję się całkiem luzacko i bezpiecznie. Jeśli ktoś nie oglądał przezabawnego filmu Gusa van Santa z tytułu mojego posta, niech natychmiast nadrobi kinowe zaległości!




Kraciasta koszula, Marks&Spencer vintage,
dżinsowy ołówek w Indian, Vintage,
pasek, Primark/sh,
buty, Bronx,
płaszcz, Zara,
kwiatek, HM.