Sławny wynalazek Tomasza Burberry ma już ponad sto lat, roi się od niego na ulicach choć okopy i granaty nie są obecnie naszą sprawą. Jeden fason i tysiące skojarzeń - trenchcoat pozostaje jednym z najbardziej ikonicznych krojów w historii mody. Lubię myśleć o nim jako o autonomicznym ubiorze: łatwo w nim ukryć sukienkę, garsonkę, koszulkę i szorty: pokrótce schować w nim całą swoją aktualną odzieżową osobowość i nadal mieć coś do powiedzenia tym klasycznym ubiorem. Najpiękniejsza scena na ten temat: zakończenie Śniadania u Tiffany'ego- występują tam dwa płaszcze i kot! Gdy zobaczyłam ten rozkloszowany, granatowy... nie mogłam się oprzeć. Choć mam już w szafie dwie bliźniacze granatowe wariacje na temat trencza: hiszpański płaszczyk z zaokrąglonym kołnierzem oraz HM-owski cudaczny płaszcz CDG (którego nie noszę w obawie przed zniszczeniem :-)) - natychmiast zgarnęłam ten sławny już niebieski prochowiec... w rozmiarze 40! Bo 40... jest jeszcze bardziej rozkloszowany i nie tłamsi strategicznego punktu mojego ciała, a zatem oddechowej klatki. W słowach naocznego świadka: teraz ten punkt może spokojnie migrować! Ponieważ ten płaszcz kojarzy mi się z walką, założyłam go na wczorajsze obchody - tysiąc wrażeń z placu Teatralnego! A teraz hipnotyczny Leonard ma tu coś do powiedzenia.
Your famous blue raincoat was torn at the shoulder.
You'd been to the station to meet every train
And you came home without lili marlene...
Prochowiec w kolorze żywego granatu (podszewka w panterkę!), HM,
Broszka, zrób to sam za 3 złote w 15 minut,
OST "Funny Face", Vintage from the famous plac Szembeka,
ciasteczka - z mojej ulubionej ciastkarni, mniam mniam mniam.