To chyba jeden z moich ulubionych styliowych obrazków. Spódnica i kolory tak bardzo skojarzyły mi się z van Goghiem... aż zakochałam się w tej kompozycji. Oczywiście nie pałam jakąś wielką, gargantuiczną miłością do samego van Gogha - van Gogh to van Gogh, nie można koło niego przejść obojętnie. A spódnica - cudowne znalezisko z ciucholandu! Jak pamiętam, ktoś stwierdził w komentarzu, że wyglądam w tym stroju jak 50letnia wiejska kobiecina. Osoba ta zapewne nie miała nigdy do czynienia z argumentem z Restytucji Jacquesa Derridy, będących jedną z kosmicznie ciekawych części książki pt. "Prawda w malarstwie". W tejże części francuski filozof (zawsze sobie myślę, czy aby na Derridę nie powinno się mówić po prostu "Filozof", tak jak kiedyś na Arystotelesa) rozważa zagadnienie domniemanej wiejskości butów z obrazu van Gogha - karykaturalnej wiejskości, którą nadał im Heidegger. To nie miejsce na takie rozmyślania! Zwróćmy uwagę na buty, bo jak pisze Derrida, grając na naszym przyrodzonym(sic!) fetyszyzmie:
"But - jako kompromis lub uspokajający substytut - byłby pewną formą protezy, ale zawsze postrzeganej jako penis i to penis kobiety. Protezy, która daje się odpiąć i przypiąć z powrotem."(str.313)
Królowa aniołów ma na sobie:
miodową tunikę HM,
spódnicę wełnianą Jaeger London vintage,
buty New Look.