Pewnego tygodnia ze dwa miesiące temu w kółko słuchałam mojego niegdyś ulubionego zespołu Jesus and Mary Chain. Przedwczoraj widziałam znowu film pt. Lost in translation, w którym na końcu można usłyszeć utwór z legendarnej, fenomenalnej, kultowej i genialnej debiutanckiej płyty JaMC pt. Psychocandy.
Just like honey, just like honey, just like honey... Z tego natręctwa słuchania metalicznych, błyszczących dźwięków wyniknął poniższy głupiutki obrazek. Co te dwie rzeczy mają ze sobą wspólnego? Nic: czas... A że wczoraj byłam na koncercie zespołu Psychocukier, to mi się przypomniało. Tak mi się wydaje, że najcenniejsze są ciuchy przywiezione z podróży - nie jako suweniry, ale jako małe skarby. Moim największym skarbem jest żakiet z jedwabnego żakardu, podarunek z Chin, cenny i pełen egzotycznego splendoru. Tę niepozorną bluzeczkę kupiłam w Atenach, przy placu Syntagma, niedaleko ujścia słynnej dzielnicy butików, Kolonaki. Byłam przeszczęśliwa - chcę znowu do Aten na śmierdzący rybny targ!
Królowa aniołów ma na sobie:
bluzkę Toi&Moi,
kardigan Reserved,
spódnicę Zara,
rajtki Calzedonia,
buty Graceland,
kaszkiecik Smog/New Yorker,
pasek HM,
cienie na twarzy - just like honey.