niedziela, 27 grudnia 2009

Biodra w rozmiarze XXL


Coraz bardziej nieprzyjemnie robi się w polskim internecie. Szczęśliwie nie narażam siebie i moich czytelników na lekturę komentarzy pod postami, ale u jednej z bloggerek wyczytałam ostatnio, że "chyba przez święta za dużo jadła". Strażnicy wagi monitorują blogi, uwaga na zbędne kalorie! Akurat ten cytowany przeze mnie komentarz był wierutną bzdurą, ale z drugiej strony: czy blogi są po to, żeby wytykać komuś takie czy inne "wady"; żeby ze zgięć na materiale obserwatorzy niczym konfekcyjne wróżki próbowali wyczytać, ile ciastek ponczowych zjadłam w zeszłym tygodniu? Czy po to poświęca się czas na robienie zdjęć, żeby potem ktoś mi objawił, że jestem pomarszczona, gruba, brzydka, ubieram się na śmietniku i noszę podrobione buty? Na pohybel poszukiwaczom wałeczków zakładam wielką baskinkę. Moje biodra są gigantyczne, czuję się jak matriarchalna bogini. Jestem już tak kobieca, że chyba zaraz w przypływie intuicji nauczę się prać na tarze oraz prasować męskie... i damskie koszule! Od tych bioder chce mi się mieć dzieci, gotować obiady i być królową domowego ogniska. Zrzeknę się praw wyborczych, założę gorset, wygnam z pamięci wyższą edukację, nałożę anatemę na minispódniczki. Hmmm - nie wiem, czy to jest minispódniczka. Ale to oryginalna Burberry. I ma z boku wielką kieszeń, stylizowaną na militarną modłę. That's where I stow all of the magic bullets.





Haftowana bluzka, vintage,
wełniana spódnica, Burberry vintage,
tweedowa marynarka, szyta przez M.,
szalik, dziergany z wełny alpaki aus ciucholand,
buty, Stradivarius,
broszka, ciucholand.