piątek, 20 listopada 2009

Ludwig van


Tą bluzeczką o archaicznych kształtach chciałam się pochwalić już od dawna. Nie wiem, ile razy moja mama podczas szycia tego małego dziełka wydała z siebie to haniebne brzydkie słowo na "K!", ale cóż: nie jest łatwo z szyfonu stworzyć takie sztukateryjki i doskonale ją rozumiem! Czuję się w tej koszuli jak Ludwig van ;-D Najlepiej wygląda z wysokim stanem, ale i ta aksamitna kiecka za 3 złote też jest niezgorsza. Ten post jest zdominowany przez fotografie, bo oto nowy obiektyw przechodzi kolejne testy. Pod słońce może nie sprawdza się tak dobrze jak moja wcześniejsza Yashica, ale i tak jestem zakochana. Bardzo dużo światła dzisiaj było w Warszawie. Trzeba dodać, że późnojesienne światło ma w sobie wiele z mistyki, choć podobno ta cecha przysługuje światłu zimowemu. There's a certain slant of light, o winter afternoons, that oppresses, like the weight of cathedral tunes", jak pisała Emily Dickinson. Warto wniknąć w światło zanim niebo zakryje gruba warstwa śniegowych chmur!









Bluzka z kryzą, Mary-królowa,
fioletowa aksamitna mini, Vintage (no cóż, kolor jest bardzo bardzo soczysty...),
skórzane buty (typu przejdę w nich pół świata), Bronx (allegro),
płaszcz, Zara;
tweedowa marynarka, I love Mom,
jedwabna apaszka, Indiashop,
rękawiczki, Galeria Centrum (teraz jest pusta i wygląda jak magazyn duchów!)