sobota, 21 lutego 2009

Akcja BEZCENNE, czyli a vintage day of our own.

Image Hosted by ImageShack.us


Dzisiaj - w ramach fajnej akcji zainicjowanej przez Harel - polskie bloggerki modowe mają szansę bezwstydnie pochwalić się swoimi zdobyczami z second-handów, babcinych kufrów, stryjecznych kredensów... jednym słowem, zdać relację z tych wszystkich bezcennych odnalezionych rzeczy, które określić można zbiorczym terminem "vintage". O godzinie "zero" (którą w tym wypadku jest 10ta) publikujemy swoje pstryk pstryk i oczywiście... pękamy z zazdrości!

Miałam sporo dylematów, co tu pokazać. Powrót zimy pokrzyżował moje plany ekspozycji pięknej sukienki z czarnego aksamitu, którą kupiłam niedawno za ceną prawdziwie wintydżową (piątaka) - ale nic straconego, jeszcze się pojawi! Teraz przedstawiam moje spełnione marzenie: szarą marynarkę Aquascutum, którą ostatnio (w komplecie ze spódnicą) zdobyłam z drugiej ręki (i to w moim rozmiarze, to nazywam stroke of luck!). Dawno już polowałam na strój tej szacownej angielskiej marki, a szary komplet przy okazji okazał sie przebojem tegorocznych pokazów. Marynarka z podwiniętymi rękawami wygląda jeszcze fajniej...(gdyby nie ten śnieg...) Zestawiam ją z ciucholandową spódnicą Marc Cain - jedną z moich pierwszych zdobyczy lumpeksowych. Piękny cętkowany jedwab, z którego jest wykonana, to mój fetysz. Letnia spódnica (jedna z ulubionych) często w zimie zmienia się w sukienkę tubę. Wiele rzeczy miało wyglądać inaczej, ale i tak jest ok. Long live vintage!!!

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Co mam na sobie?

wełnianą marynarkę Aquascutum, vintage,
jedwabną spódnicę Marc Cain, vintage,
bluzkę z Rezerwata,
torebkę Blanco,
kozaki Topshop,
pasek HM.


PS. Serdecznie dziękuję wszystkim bloggerkom, które przyznały mi tytuł Kreativ Blogger - Vintage Girl, Bastetlady, Lilu, Pinkshelf, Jagodzie i Juliecie. To bardzo miłe wyróżnienie. Bycie kreatywnym jest naprawdę bardzo cenne! Jestem strasznie marna w roli jednoosobowego jury, więc nie będę się wdawać w partykularyzmy - jest wiele blogów, które szalenie mi się podobają, choć nie śledzę blogów na bieżąco. Tak sobie pomyślałam, że mam w głowie kilku kreatywnych bloggerów, którzy nie byli nigdy bloggerami, bo nie było komputerów. A mój tytuł kreatywnego bloggera przyznałabym Henry Millerowi za jego wielki blog o życiu w Paryżu i innych miejscach świata. Oraz za to cudowne przesłanie, że najważniejsze to korzystać z tego, co daje nam życie jako nasza najbardziej własna i jedyna aktualność. Ole!